piątek, 14 marca 2014

La sécurité sociale i zanieczyszczenie w Paryżu.

Witajcie!

Piękna pogoda rozpieszcza Paryżan no i mnie zarazem. Pierwsze pique-nique za nami, ba pierwszy grill zrobiony ! Było smacznie i przyjemnie ;-)
Swoją drogą, fajnie napić się Cydru po Wieżą. Trochę wakacyjny tryb się włączył...

Wraz z piękną pogodą przyszły ogromne zanieczyszczenia do Paryża... 
Z powodu tej okropnej "mgły" zwanej zanieczyszczeniami, wczoraj wszystkie rowery, które można wypożyczać w Paryżu, były za darmo - żeby uniknąć jeżdżenia samochodem. Szkoda, że nikt nie wpadł na to, że jeżdżąc rowerem będziemy cały ten syf wdychać.
Dzisiaj z kolei, już wszystkie środki transportu w całej Ile-de-France są za darmo - to już lepsze rozwiązanie - mnie nie jara, bo i tam mam bilet miesięczny, ale pewnie znajdą się tacy, co do pracy wybiorą się metrem, a kilometrówkę i tak dostaną - sprytne. 
Poza tym, na dzisiaj zostały wprowadzone dodatkowe ograniczenia prędkości.
Autostrady, gdzie normalnie 130 - 110,
Drogi szybkiego ruchu, gdzie 110 - 90
Drogi krajowe, gdzie normalnie jest 90 -70.


Ostatnio byłam w Sécurité sociale. Czekam na moją "carte vitale". Okazało się, że w sumie, pomimo tego, że otworzyłam tam konto już daaaaawno temu NIE ISTNIEJĘ. Może i by mnie to nie zdziwiło, gdyby nie fakt, że... zwrócili mi pieniądze za koszty leczenia dentystycznego. Jak powiedzieliśmy to pani z okienka, skomentowała: "To jest ciekawe i zaskakujące". No cóż, ja kasy nie oddam ! :D


A teraz pytanie do wszystkich obecnych tutaj nauczycieli, ale i nie tylko...
Jak byście zareagowali, gdybyście usłyszeli, że uczeń o Was mówi:
"Ona mnie wkur..a...!" używając przy tym francuskiego, z nadzieją, że może tak górnolotne stwierdzenia są mi obce?


Miłego i słonecznego dnia Wam Wszystkim życzę ! ;-)

poniedziałek, 3 marca 2014

francuskie wakacje w Polsce.

Witajcie !

Wiem, zaniedbałam Was ostatnio strasznie. Myślałam, że w sumie to i tak nikogo nie interesuje to, czy piszę czy nie, ani co piszę, ani jak.

Jak się okazało, podczas "francuskich wakacji w Polsce" spotkałam się z wieloma znajomymi i przyjaciółmi i usłyszałam wiele miłych i ciepłych słów, na swój temat, a także na temat mojego bloga. Ba, momentami czułam się jak jakaś sławna bloggerka! :D Nie wiedziałam, że aż tylu Was tutaj zagląda i czyta uważnie każde słowo! Dziękuję serdecznie, bardzo mi miło - napiszcie czasem coś do mnie, to mi doda większego powera!
Swoją drogą - może chcielibyście  przeczytać o czymś konkretnym? Może coś z francuskiego życia interesuje Was szczególnie. Nie wstydźcie się! =) Jestem otwarta na Wasze propozycje.

2 tygodnie - sporo czasu, prawda? Tak, pod warunkiem, że nie są to dwa tygodnie ferii spędzone w Polsce, obfite w najróżniejsze "atrakcje" mniej lub bardziej odlotowe.
Największą atrakcją tych, jak to Francuzi mówią wakacji (tak, tak - tutaj każde wolne ma miano wakacji - stąd co półtora miesiąca nauczyciele i uczniowie są na wakacjach ... można? można.) była impreza w Pole Position w Sękocinie Starym (innymi słowy - wyścigi kartingowe niedaleko stolicy :). Organizator Michał Wiśniewski (tak, tak, ten od "Filiżanki"). Kto mnie zna wie, że jestem fanką tego Pana (:D) jak i Jego Zespołu. Tym razem spotkanie było totalnie inne i z dużą dawką adrenaliny.
Super było Was wszystkich zobaczyć ! Wspaniale było poznać nowe osoby. Niewątpliwie, było warto. Szkoda tylko, że Mamuśka przepłaciła zdrowiem.

Te dwa tygodnie obfitowały również w przemiłe spotkania ze znajomymi i przyjaciółmi.
Bardzo, ale to bardzo miło było się z Wami wszystkimi spotkać. Nie ukrywam, że to zajebiste uczucie, kiedy ludzie na Ciebie reagują, tak jak Wy reagowaliście na mój widok. Człowiek od razu myśli, że jest komuś potrzebny, że są osoby, którym na Tobie zależy... Dzięki wielkie !


Ten czas, był również czasem egzaminów i zaliczeń... - nigdy nie miałam aż tak dobrej średniej - idę na rekord, niczym w gokartowym wyścigu =).


Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy i wczoraj wróciłam do Francji. Nie miałam czasu nacieszyć się domem, Rodzicami, Rodziną... Szkoda, ale uważam, że przez te dwa szalone tygodnie i tak wiele rzeczy zrobiłam, wiele osób widziałam i wiele miłych słów usłyszałam. Jeśli mój kolejny przyjazd ma wyglądać podobnie (szczególnie pod względem "osób" i "słów"), to już nie mogę się odczekać... ;-)


Dzisiaj, Francja pokazała mi, że chyba nie do końca się cieszy z mojego powrotu. Chciałam doładować sobie "bilet miejski" ,ale... z 4 automatów na dworcu działał JEDEN, który... wyjątkowo dzisiaj, nie mógł doładowywać kart navigo. Super. Byłam więc zobowiązana wydać 8euro, żeby dojechać do Paryża. Skandal i rabunek w biały dzień. Później w Paryżu, jak już sobie "doładowałam konto", okazało się, że automat nie wydaje pokwitowania. Nic tylko czekać na kontrolę....

Poza tym, nawet jak pada, to jest tutaj cieplej (i wcale nie chcę powiedzieć, że w Polsce było zimno!).

To co, to by było na tyle. Czekam na Wasze propozycje, o czym chcielibyście przeczytać.
Jeśli będzie widoczne duże zainteresowanie, obiecuję pisać częściej.
Póki co, życzę Wam miłego wieczoru!

Ania-MałaMi.

piątek, 29 listopada 2013

Czy wiecie, że...

Czy wiecie, że...

autobusy miejskie przyjeżdżają tutaj na czas - mało tego! - kierowcy chętnie czekają na biegnących pasażerów (czytaj - na mnie, która z przyzwyczajenia się nie spieszy, bo przecież "i tak się spóźni" autobus w sensie).

We wtorek był dzień dziwnych przypadków.

Najpierw wspomniany wyżej kierowca autobusu, który bez problemu na mnie poczekał, po czym przywitał mnie szerokim uśmiechem  - aż nie czułam zmęczenia.

Wsiadam do pociągu i słyszę, że... " z powodu kgjkfldjldfkjlkdfj (nie usłyszałam - mp3 robiło swoje) nasza podróż wydłuży się o 20-30 minut" i w tym momencie pasażerowie robią: oooohhhhh......, nooooooon....., yyyyyyyyyy.....eeeeeeeeeeeee... a ja się uśmiecham, bo przecież słucham najnowsze piosenki Wiśniewskiego - tym lepiej - dłużej posłucham, tekstów się nauczę :-D
Z racji tego, że jechaliśmy inną trasą niż zazwyczaj, mogłam obserwować tętniącą życiem transportowym Sekwanę...

Dojeżdżamy do Paryża - patrzę jakieś "dziwne" TGV stoi na dworcu... całe oklejone jakimiś plakatami... czy to kawa? czy czekolada?

Yes,yes,yes! - "Les secrets du chocolat" - wstęp wolny.
No to poszłam przecież. Spieszyłam się troszkę, więc szybko przeszłam cały pociąg, a na koniec degustacja... mmmm. Dobre smaki.

Jutro z Jérémym jedziemy się cieszyć świąteczną atmosferą w Paryżu...
A w przyszłym tygodniu... Disneyland!!!!! :D:D:D
No i trzeba będzie o choince pomyśleć - wszystko już kupione, a Jérémy od dobrego tygodnia wierci mi dziurę w brzuchu, czy "już możemy ją ubrać???? No proszę... chcę się nacieszyć świąteczną atmosferą....". Dobrze trafił - też lubię święta.

Do następnego! (ze świąteczną fotorelacją najprawdopodobniej)

Aha, zapomniałabym.
Tydzień temu byliśmy znowu na imprezce Culture 90.
Tym razem przebraliśmy się za kowboi. Fajnie było. Śmiesznie.
Szczególnie teraz jest śmiesznie, jak czytam komentarze pod tym zdjęciem:

1. XXX (imię i nazwisko jednego z tych gostków), śmieszna ta dziewczyna za tobą.
2. XXX chyba ma na ciebie ochotę.
odp: szkoda, że ona jedna...

Mistrz drugiego planu jak nic! Jednak u nas to rodzinne. =)

poniedziałek, 11 listopada 2013

worek sytuacji - dziwnych i dziwniejszych.

Witajcie!

Trochę czasu minęło zanim zebrałam się, aby tu napisać kolejne "sprawozdanie".
Dzisiejszy wpis będzie nieco inny.
Opowiem Wam o kilku sytuacjach - każda ma swoją krótką historię. Niektóre będą  ze zdjęciami, a dla niektórych zdjęcie będzie najlepszym komentarzem.

1. Jak pewnie wiecie z FB, nie tak dawno, miałam gościa - bardzo ważnego - moja Mamuśka.
Spędziłyśmy razem super tydzień. Przy okazji - jakby ktoś chciał schudnąć 2kg w tydzień, to się polecam - nie głodzę, ale jestem "przewodnikiem", który każde duuuuuuuuuuuużo chodzić :-)
Ale... do brzegu. W Paryżu jest dużo czarnoskórych mężczyzn, którzy sprzedają najróżniejsze pamiątki. Aby zwrócić na siebie uwagę używają różnych słów. Aby nas zainteresować, jeden z w/w panów, najpierw mnie nazwał Shakirą,a następnie Mamuśkę przechrzcił na... Lady Gagę!!!

Jakby ktoś miał wątpliwości: Shakira&Lady Gaga:
2.
 Pięknie, prawda? Sąsiedni budynek oświetlony przez słońce - i tylko on (w sensie budynek).
Dookoła chmury. Bardzo mi się podobał ten widok z okna.

3. Jedziemy z Jérémym do DIA (taka tutejsza Biedronka) - skręcamy do sklepu, a tam przy samej drodze stoi nic innego jak... najprawdziwsza LAMA!!! Okazało się, że Cyrk zawitał no i przecież zwierzaków nie będą trzymać w klatkach. Dobrze, że lwy (które były kawałeczek dalej) były mimo wszystko zamknięte. A LAMA chyba zapraszała na przedstawienie.
Dzisiaj ustawiła się bardziej przy głównej ulicy.


 4. Wychodzę z metra, a tam policja wszędzie. Policja i Żandarmeria. Przewozili pewnie kogoś ważnego, albo... niebezpiecznego - ale w sumie jedno nie wyklucza drugiego, nie?
Najlepsze w tym wszystkim, że niejeden chciał przed nimi przejść, w sensie na drugą stronę ulicy - nieważne, że światło czerwone, nieważne, że policja na sygnale. Ważne, że Oni akurat się spieszą.

5. Po całej akcji, idę w stronę mojej szkoły, w której pracuję (dla przypomnienia - niedaleko Senatu - centrum miasta), a tam oparty o drzewo... MATERAC. Taki z łóżka. A niby Francja-Elegancja. Taaa.

6. Któregoś dnia budzę się, odsłaniam rolety i 5 minut później widzę dwa wozy strażackie, które podjeżdżają - myślę sobie będzie akcja. Strażaków wysiadło chyba z dziesięciu, pomyślałam, że sprawa poważna, ale... po 2 minutach wyszli i pojechali. Do tej pory nie wiem po co, aż dwa wozy przyjechały... Chyba nie byli do końca potrzebni, no ale.


Która historia jest najlepsza Waszym zdaniem?
Czekam na Wasze komentarze ! Zróbmy głosowanie.

Aha. Paryż - niby jedna z kolebek mody, nie?
Taaa. Mam czasem naprawdę ochotę zrobić zdjęcia niektórym  osobom i pokazać Wam, jak niektórych ponosi fantazja...

No to tyle.
Dobranoc/Dzień dobry*

* niepotrzebne skreślić.

Buziaki!
Ania

wtorek, 22 października 2013

Culture 90

Siemaneczko!

Co tam u Was słychać?
U mnie dobrze - wakacje od piątku, aż do 5 listopada, także nie marudzę.

Ten weekend był wyjątkowo udany...

Piątek - poszliśmy z Jérémym do kina. "9mois ferme" - świetna komedia : Pani sędzina zachodzi w ciążę (podczas upojnej sylwestrowej nocy, gdy była całkowicie pijana...) ze złodziejem/ włamywaczem podejrzanym o odcięcie wszystkich kończyn i wydłubanie, a następnie zjedzenie oczu swojej ofiary. - Wygląda strasznie, ale komedia przezabawna!

Dla francuskojęzycznych czytelników, zwiastun:


W sobotę udaliśmy się na imprezkę.
Najpierw był mały biforek u znajomych, a później udaliśmy się na imprezkę "Culture 90".
Z racji tego, że nie bardzo pasowało mi spędzić 6 godzin przy jakże przyjemnych dla ucha łubudubudududu rytmach techno i rapu, postanowiłam znaleźć imprezkę w klimacie lat 80 i 90.
Udało się!
Jak zajechaliśmy na miejsce, okazało się, że kolejka jest co najmniej długa.
Ja byłam od razu zdecydowana, że chcę poczekać, reszta kręciła troszkę nosem...
Ale później mi dziękowali, że tak świetnie to wynalazłam.
Swoją drogą, pamiętacie? :



Jak się okazało po powrocie do domu, ta impreza to był wielki powrót cyklu imprez w rytmie lat 80-90, a miejsce, w którym się odbywała jest w stanie przyjąć 1500 osób i śmiem twierdzić, że tyle było.

Krótka relacja zdjęciowa (zdj. 1 - ekipa na początku; zdj. 2 gdzie jest Ania?, zdj. 3 gdzie jest Ania ? part ; zdj. 4 mistrz drugiego planu):





W niedzielę trochę zajęliśmy się domowymi obowiązkami, ale wieczorem, nie mogliśmy sobie odmówić spaceru po Paryżu w świetle księżyca...
Paryż był jak zawsze piękny i jak zawsze bardzo romantyczny...







To tyle.

Następny blog będzie o... wizycie Mamuśki w Paryżu !! - Przyjeżdża do mnie już w tę niedzielę! Nie mogę się doczekać!!! :-)

Cudownego dnia Wam życzę !! :)

A. M. (Ania-Mi)

poniedziałek, 14 października 2013

Atrakcji ciąg dalszy.

I kolejny tydzień za nami...
Oczywiście kulminacyjne wydarzenia miały miejsce pod koniec tygodnia ;-)

Muszę przyznać, że praca, którą wykonuję bardzo mnie cieszy i daje dużo radości.
Szczególnie praca z dziećmi. Dostałam swoje grupy i ponoć świetnie sobie poradziłam (!!).

Dzieciaczki są przecudowne, śpiewamy piosenki, uczymy się dialogów rzędu:
-Cześć! Jak się masz?
-Cześć! Dobrze, dziękuję. A ty?
-Dobrze, dziękuję.
-Jak masz na imię?

itd.
Także jest wesoło ;-) Ważne, że dzieci chętnie powtarzają i są zmobilizowane do nauki - nie brakuje im entuzjazmu.

Oczywiście jak zawsze zaczęłam nie od tej strony co powinnam, także tego: WRÓĆ:

Piątek.
W piątek było miło i sympatycznie. Piątek - dzień wolny od pracy, więc Ania Mała Mi, z nauczyciela staje się turystką!
Spotkałam się z jedną z asystentek, Włoszką. Miałyśmy razem coś zjeść, a skończyło się na obiedzie i ponad dwugodzinnym spacerze ;-)
Był Pigalle, był Montmartre!  
Było święto wina! :)




  

W sobotę po pracy pojechałam do Pani, z którą współpracuję  - cudowna kobieta! Ugościła mnie, jakbyśmy znały się od lat. Z naładowanym pozytywną energią akumulatorem ruszyłam biegiem w stronę domu.

Oczywiście z racji tego, że się spieszyłam i zależało mi na tym, by jak najszybciej wrócić do domu,  to Paryż przygotował dla mnie jakieś "atrakcje".

Biegnę na pociąg - dobiegam - 20min. opóźnienia... Po jakimś czasie dowiaduję się, że miało miejsce jeszcze drugie (!!! - z czego wynika, że było też pierwsze) samobójstwo, no i niestety, ale za szybko to nie wyjadę...

Nabiegałam się po dworcu, w końcu ogarnęli, że mogą nas puścić z innego peronu, ba innej hali i cała szczęśliwa pojechałam do domu (z ponad godzinnym opóźnieniem....).
Szybkie zakupy, składanie kanapy i kimka.

W niedzielę postanowiliśmy z Jeremym się odchamić i pójść do muzeum. Oczywiście spotkaliśmy się w tym celu jeszcze ze znajomymi i razem udaliśmy się do muzeum, które nie wiedzieliśmy gdzie się znajduje - a zależało nam właśnie na nim, bo tego dnia wstęp był wolny.
Zobaczyliśmy przy jakimś muzeum kolejkę, ok stajemy, poczekamy.
Poczekaliśmy.
Odstaliśmy swoje - jakąś godzinę z hakiem i co się okazało? Oczywiście, to nie było to, czego szukaliśmy... A jak mówiłam by się ochrony spytać, to nikt mnie nie słuchał...
Suma summarum, znaleźliśmy interesujące nas miejsce, chwilkę się tam pokręciliśmy i do domu, bo się późno zaczęło robić.

Aha! najważniejsze - wychodząc z metra zobaczyliśmy wszędzie policję - bomba w autobusie, a podejrzany uciekł. Eksplozji nie było, myślę, że fałszywy alarm.

Zaraz się zbieram na spotkanie z asystentami - jakiś mały bufet przewidziany i tego typu atrakcje. 
Będzie sympatycznie - jak zawsze.

Do następnego razu !
Mała Mi.

niedziela, 6 października 2013

"Jakieś wyrośnięte to dziecko"

Hej Ho!

Wczoraj byłam w podstawówce - wrażenia: SUPER! Pani, z którą będę współpracować bardzo sympatyczna i zorganizowana. Dzieciaczki również spoczko. Tylko...

Sytuacja ma miejsce pod szkołą, gdzie wszystkie dzieci zbierają się, po czym pani Nauczycielka po nie przychodzi i zabiera całą ekipę na lekcję.
Byłyśmy umówione, że też tam poczekam, żeby nie komplikować sprawy.
Stoję pod tą szkołą, nagle słyszę język polski, ucieszyłam się:
[ J - ja, M1- mama 1, M2 - mama 2 ]

J: Dzień dobry !
M1: Dzień dobry ! O to pani jest nauczycielką, tak?
J: Nie, nie. Jestem asystentką, będę pomagać Pani Nauczycielce.
M1: Aaaa, a jak te lekcje wyglądają?
J: Nic nie wiem, niestety. Jestem dzisiaj pierwszy dzień (i bla bla bla).
[W tym momencie zaczynają się schodzić inne dzieci wraz z rodzicami, z czego jedna z mam [M2] jest najbardziej aktywna i rozmowna - wymienia kilka zdań z "nową" mamą [M1] - między innymi: a jak dziecko ma na imię itd. itp., po czym zwraca się do mnie:]
M2: A Ty jak masz na imię?
J: Hmmm, Ania, ale .... [wyczuwając sytuację....] nie jestem nową uczennicą - to ja będę uczyć...
M2: O kurde... Przepraszam panią bardzo. Też tak sobie pomyślałam "Jakieś wyrośnięte to dziecko"...

Także zaczęło się całkiem komicznie.
Poza tym, wszystko mega pozytywnie - dzieci są przesłodkie, ponieważ nie mówią tak płynnie jak Licealiści (co jest oczywiste) i do tego często mają francuski akcent. Fajnie się tego słucha.

Będę miała dwie grupy - jedna prawdopodobnie będzie się składać z dzieci, które w ogóle nie mówią po polsku (lub mówią, ale słabo), a druga, to już high level - gramatyka + ortografia.
Myślę, że będzie to bardzo ciekawe i wzbogacające doświadczenie.

A wracając do powyższego dialogu, jeszcze jedna anegdotka:

Nawet w tak frywolnym kraju, w którym w liceach sprzedaje się prezerwatywy, zostałam poproszona o dowód kupując wino. Pani zabrała wino i pokiwała przecząco głową... Na co ja Jej, że mam 23 lata... Przeprosinom nie było końca, hehe.

Tyle.

Spokojnego niedzielnego wieczoru i dużo siły na zaczynający się nowy tydzień!

Mała Mi (: